Warszawski ruch społecznikowski

„Warszawski ruch społecznikowski” to tytuł trzeciej, bezpłatnej publikacji wydanej przez naszą fundację. Tym razem spojrzeliśmy w historię naszej stolicy pod kątem działań prospołecznych.

Warszawa, na przestrzeni wieków często nawiedzana przez pożary, powodzie, choroby; najeżdżana przez zaborców i okupantów potrzebowała przejawów dobroczynności. Budowano szpitale, przytułki, szkoły, jadłodajnie, biblioteki; organizowano zbiórki i loterie; zakładano organizacje. Przez wieki wpisali się w ten nurt uznani i zacni obywatele, firmy oraz instytucje, o których właśnie ten, bogato ilustrowany rzadkimi fotografiami album opowiada.

Z pozoru wydaje się, iż zamożne państwa nie potrzebują budować struktur organizacji dobroczynnych, bo ich społeczeństwa żyją na stosunkowo wysokiej stopie w  porównaniu do obywateli innych krajów. Dobrobyt jest jednak rzeczą nabytą i trwa tak długo, jak długo jest dobra koniunktura w ekonomii i gospodarce, co przekłada się na uspokojenie społeczne. Jednak wystarczy zmiana stabilnej pogody, wcale nie   kierunków w polityce gospodarczej, kiedy słońce chowa się za chmury, a z tych chmur  na ziemię spadają potoki lawinowego deszczu. Spokojne dotychczas rzeki występują z brzegów i podnosząc swój poziom zalewają ulice, wlewając się do  domów. Tymczasem ich mieszkańcy w popłochu  szukają schronienia na wyższych piętrach. Znamy  te scenariusze z ostatnich miesięcy 2010 roku, kiedy  bogactwo zamienia się w nędzę, a zamożni do niedawna obywatele sami oczekują pomocy państwa,  władz samorządowych i w konsekwencji – bliźnich. Jak tu żyć bez  organizacji niosących pomoc, poza  wojskiem, policją i strażą pożarną. To tylko  skromny i niezbyt wyszukany przykład na to, że zorganizowana pomoc jest  potrzebna w każdym kraju. Należy pamiętać, iż nie zawsze kwitł solidaryzm, a raczej w poglądach dawnych społeczeństw,  pod wszystkimi szerokościami geograficznymi, dominował egoizm i obojętność względem nie potrafiących sobie radzić z problemami dnia codziennego, cierpiących głód i niedostatek. W miarę postępu
cywilizacji przyszła refleksja, iż bieda generuje przestępców, złodziei, którzy dla zdobycia przysłowiowej kromki chleba gotowi są napaść na sytego, dobrze
odzianego. Może też prowadzić do niepokojów kończących się rewolucją. Zaczęto więc się jednoczyć w celu niesienia pomocy i otwierania instytucji charytatywnych, co dzisiaj stało się już na szczęście normą w zorganizowanych społeczeństwach. Jak sobie radzono dawniej, jakie instytucje dobroczynne powoływali nasi przodkowie – i jakie wspierali inicjatywy – możemy prześledzić w tym dziele, nie mającym aspiracji pracy naukowej, a już na pewno z ogromu problemów nie wyczerpującym problematyki, która tutaj jest wyborem autorów.

Tadeusz Władysław Świątek

Istniejąca przez wieki Warszawa, po wielekroć najeżdżana zbrojnie, okupowana i okradana,  nawiedzana przez zarazy, powodzie, pożary, jednoczyła się, organizowała i wspierała. Jak to w jednym  z rozdziałów tej publikacji, o „jałmużniku Warszawy” – księdzu Baudouinie jest napisane: „w Warszawie już nie azjatyckiej, ale jeszcze nie europejskiej”, potrzeb i osób potrzebujących nie brakowało. Ci, którzy dali początek ruchowi społecznikowskiemu, pomagali nade wszystko sobie, wzajemnie się wspierając, tworząc liczne zgromadzenia zawodowe – czyli cechy rzemieślnicze. Nie tylko dbali o interesy swojej branży, ale także o dobro miasta i jego mieszkańców, na przykład walcząc wspólnie z pożarami. Dobry przykład nie tylko, że należy, ale także, iż zdecydowanie trzeba pomagać, dali ci, którzy do tego miasta, jak do ziemi obiecanej z innych części Europy zjeżdżali. Dzieląc się swoimi doświadczeniami i nierzadko szybko zbitymi fortunami, zakładali organizacje zawodowe i pomocowe, budowali siedziby instytucji dobroczynnych, a następnie łożyli na ich utrzymanie. Najwięcej przejawów warszawskiego społecznikostwa objawiło się w czasach zaborów i powstań, kiedy porzucone i zaniedbane miasto zdane było tylko na swoją łaskę. Obchodząc niekorzystne przepisy narzucone przez zaborców i okupantów, zakładano instytucje i organizacje, towarzystwa i stowarzyszenia, budowano szpitale i placówki opiekuńcze, wznoszono gmachy użyteczności publicznej oraz stawiano pomniki bohaterom narodowym. Pośród całego legionu darczyńców i filantropów, których umiemy dziś wymienić z imienia i nazwiska, istnieje niemała rzesza bezimiennych dobroczyńców, którzy budowali świątynie, fundowali szpitale oraz zakładali cmentarze. Wiele zawdzięczamy urzędnikom miasta i jego kolejnym prezydentom, którzy, nie bacząc na mizerię środków, sięgali do własnej kieszeni. Dzisiaj przy okazji przytaczania dziejów budowy tej czy innej instytucji charytatywnej, nikt ich już nawet nie wymienia. A przecież, gdyby nie ich przychylność i wsparcie
– owych dokonań by wcale nie było.

Rafał Chwiszczuk

Fotorelacja z promocji książki w Traffic Club przy ul. Brackiej 25, 13 stycznia 2011: